poniedziałek, 4 maja 2009

Blaski i cienie....

Dwa dni wolne,można troszkę poleniuchować.Dwie noce minęły jak z bicza trzasł.W miarę spokojnie.Jedna z pacjentek wprawdzie postanowiła wziąść mnie na tapetę,oskarżywszy uprzenio o potraktowanie jej "like animal",ale tak to już jest w tym miejscu.Gorszy dzień,a na kogos musi byc.Skupiło się na mnie.Faktem pozostaje,ze jechała sobie po mnie jak po dzikiej kobyle,nie mówiąc o mnie inaczej niz-"ta osoba".Pozostawało jedno-nie słyszeć.Wczoraj,prawie nad ranem weszłam do jej pokoju,bo widziałam,ze nie śpi i chciałam sprawdzić,czy wszystko ok i...zaczęła mnie przepraszać.Co miałam powiedzieć?Normalnie,powiedziałabym dosadnie,gdzie ma sobie to "przepraszam" wsadzić,ale tak...?Uśmiechnęłam się,powiedziałam,ze już zapomniałam o całej sprawie. i tyle.Nie mniej,kiedy trzymała mnie za rękę i przepraszała,poczułam się dziwnie.
Koleżanka T. natomiast palnęła mi kazanie,że biorę na siebie zbyt dużo w pracy,że nie powinnam,bo mi zdrowie w końcu siądzie.Pewno ma racje,ale co zrobić.Jesteśmy wychowani w innym systemie,nasz (mam na myśli polski) sposób pracy jest zupełnie inny,przejmujemy się i dajemy z siebie wszystko.Dla większości z tutejszych (i nie tylko ) osób-to tylko praca.
Teraz oczekuję powrotu latorośli z wycieczki i rożnych atrakcji z tym związanych.Min:warstwy brudu na ciele wyżej wymienionej,bo,jak mnie poinformowała,nie ma czasu się kąpąc,bo jest zbyt zmęczona,a poza tym nie ma ciepłej wody,śmierdzącej i mocno skotłowanej zawartości torby z ciuchami,bo zamiłowałnie Młodej do porządku mocno rozmija się z moim,duzej ilosci opowiadania,bez ładu i składu,i pamiatek itd,itp.Ogólnie mówiąc szał:))