niedziela, 31 stycznia 2010

Pisze do Was...

...znad kubeczka kawuni z marszmalołsami.Bo się delektuję trzecim dniem wolnym,które to sobie pazurami wydarłam.Pracuję od kilku miesięcy po osiem nocek,zamiast siedmiu i padam na ryj,w dodatku nasza kochana księgowa główna-Lisa,poinformowała mnie jadowicie,że nieeee,nie płacimy nadgodzin.To po jaką cholerę mam nadgodziny robić,jak mi ich nie płacą?
Grafik od dwóch tygodni zrobiony, weekend wolny dla mnie widniał w nim,a ja taaaaaaka szczęśliwa.Cóż,jakoś w zeszłym tygodniu rzuciłam okiem mimochodem i co widzę? Dopisana mi rączką Martiny nocka w sobotę.O,żeby Cię...nikt mnie nawet nie raczył o tym fakcie poinformować.
Drugi raz już tak zrobiła,ale tym razem pomyślałam sobie - nie będzie Irlandczyk pluł nam w twarz i łikędu nam psuł błogiego!Podreptałam do niej grzecznie z samego rana i powiedziałam,ze ja very sorry,ale tej soboty to ja nie mogę,bo weekend wolny w końcu mam (od kilku tygodni pierwszy) i już plany ja zrobiła sobie.
Pokiwała główką,że okay,ale wiedziałam,że się po kościach nie rozejdzie.Mam teraz dwa następne weekendy wolne,nawet niedzieli mi maupa nie dała:)))Niech jej będzie.A mnie może kaski mniej,ale za to rodzinnie bardziej.Zresztą,i tak mam zamiar jakiego part-time po agencjach sobie poszukać.Może nawet zmienię miejsce pracy przy okazji bo już mnie Elm Green z beżową mafią lekko wp...lać zaczyna.
Zapowiedziałam Księciuniowi,że jak part-time dopadnę,to się Księciunio w housewife będzie musiał na trochę przemienić,powiedział,że nie ma sprawy-zobaczymy.
Kota jakby nieco omija mnie,bo czasu zwyczajnie dla niej nie miałam,a tu nagle trzy dni w domu i głaskać ją chcę,normalnie szał.Tylko ona jakby nie przygotowana.
Za to integracja z kłólikiem przebiega poprawnie....



A kłólik rośnie i coraz go więcej jest....



W ogóle śmieszny jest,bo jedno ucho ma stojące-po tatusiu,a jedno klapnięte-po mamuni.
Lola go ostatnio napada i chce zjeść,to ale to Wam pokażę następnym razem,jak tylko uda mi się atak tygrysy na bogu ducha winnego kłólika złapać.I uszy też pokażę.A na koniec....



Take care!

wtorek, 26 stycznia 2010

Nastrojowo...

...bo znalazłam na wykopie taki oto cudny kawałek...



Chór i orkiestra niesamowite.
Ogólnie jest dobrze i właściwie nie ma o co się tego...Praca jednak w tym koszmarnym miejscu wywołuje u mnie jakiś marazm i stany depresyjne.Żadnych możliwości rozwoju,podwyżek..nic.W dodatku współpracownicy (czytaj:nursy) doprowadzą mnie do szewskiej pasji i tylko chyba jakaś ogromna siła woli powstrzymuje mnie,żeby nie przekazać im moich przemyśleń i to w dodatku za pomocą krzyku.
Szefowa,która była odeszła sobie (z Bogiem) się okazało,że wraca,bo ta,która nastała po niej miała dość robienia za marionetkę (chyba) i powiedziała:nie.Albo jestem DON,albo nie.Jak jestem,to wprowadzam zmiany (baaardzo dla nas korzystne,nie powiem),a jak nie mogę nic zmienić to wypchajcie się sianem i trocinami.I se poszła.Się nie dziwię.Odpowiedzialność jest jej,więc wiadomo,że chciała ulepszeń.Teraz wracamy do punktu wyjścia i znów będę słuchać,że night staff ma zakaz spania na nocce.W życiu nie widziałam nikogo tam spać,ale cóż...szefowa wie lepiej.Zresztą trudno byłoby spać pracując z nursą,która zadu nie ruszy na dzwonek,bo to poniżej jej godności kwalifikacji(!),a dzwonek dzwoni bez przerwy.Przy takiej ilości rezydentów,w dodatku z niezbyt precyzyjnie dobranymi lekami,no to dzwoni ten dzwonek i dzwoni,całą noc.
Nie jest to wcale sytuacja normalna,jak sie okazuje.Nowe staffy co przyszły są zaskoczone,bo pracowały se były w nursing homach różnistych i dzwoniły dziadki może raz,lub dwa razy w ciągu nocy,w porywach do trzech i wtedy to była ciężka nocka.Nie mówiąc o tym,że agresywny pacjent zdarzał się może jeden,dwóch i natychmiast był pacyfikowany farmakologicznie,ze względu na bezpieczeństwo staffu i współmieszkańców.
U nas co który przychodzi to agresja aż tryska i nie powiem Wam ile raz znaleźliśmy się pośrodku pola bitwy,rozdzielając ich,żeby się nie wytłukli nawzajem.A może właśnie nie powinniśmy ich rozdzielać? Może to tak rodzaj selekcji naturalnej jakiejś.Słabsi muszą odejść.Jeśli tak,to w takim razie ja za bardzo w naturę ingeruję.Nie mniej jednak cały care staff łazi posiniaczony w różnych miejscach,z powykręcanymi niejednokrotnie nadgarstkami,o uporczywych bólach kręgosłupa nie wspomnę,co jest oczywiste,bo drugi rodzaj pacjentów który przychodzą,po agresywnych, to są ci ciężcy(w sensie,że se sadło wyhodowali),bez możliwości poruszania się.Ostatnio naszą ulubiona rozrywką na przerwach jest pokazywanie sobie gdzie kto ma siniaka i przez kogo wykonanego.Co dziwne-nursy rzadko kiedy ciepią na takie przypadłości,co pozwala nam podejrzewać,że chyba nie zbliżają się zbytnio do rezydentów,a leki podają im na zasadzie jakichś rzutów w dal do celu(cel-otwarta buzia),czy cuś...ciekawe jak opatrunki robią...Żeby być sprawiedliwą muszę powiedzieć,że kilka nursów jest naprawdę cool,pomagają jak potrafią i chwała im za to.Niedawno,śmiałam się całą zmianę jak mi nasz 120-kilowy nurs (przemiły zresztą gość i do tego naprawdę fachura),opowiadał,jak go spacyfikowała nasza kochana pacjentka,na oko około 40 kilo i 140 cm wzrostu.Obrażenia nursa:podbite oko (ma kobitka laskę,a jak...) i wykręcony nadgarstek.Obrażenia pacjentki:nie stwierdzono.Chciał był ją borok położyć spać.
Nasz uroczy NH jest znany wśród dublińskich szpitali z tego,że jak już żaden NH pacjenta nie chce,bo rzeczony jest trudny i mało współpracujący-to nasz NH weźmie na pewno.Wiemy,bo nam nasze part-time nursy mówiły,co to full time po szpitalach mają.
Toż się nie dziwcie,żem psychicznie poległa i warczeć na rodzinę zaczęłam,jak tylko mi sie oko otworzyło po odsypianiu nocy.
Szukam więc ukojenia w necie,miłe memu sercu strony odwiedzając.No trafiam na takie przeurocze różne...które jak balsam na moją posiniaczoną duszę...Bo normalnie to jestem taka zmęczona....



A nawet tak zmęczona...



No troszkę mi sie lepiej zrobiło,jak sobie popisałam i może nawet jutro przestanę warczeć.

Na koniec Solange.



P.S.Wiadomości z ostatniej chwili:zima ma wrócić do Ire w lutym...



Się będzie działo...
Take care!

wtorek, 19 stycznia 2010

Skutki zimy...

...w Ire są takie,że przez tydzień nie mieliśmy wody bo zamarzło i pękło.Było sobie raz na 30 lat minus dwanaście i się Irlandia wzięła i wysypała.Soli na posypanie dróg-brak,szkoły-zamknięte przez dodatkowy tydzień.O uroczym skutku ubocznym w postaci braku wody-nie wspomnę,bo mnie skóra cierpnie jak se przypomnę.Oczywiście zostaliśmy przeproszeni "za uniedogodnienia" na łamach urzędowej strony internetowej,ale...
Kota i kłólik mieli to centralnie w okolicach ogonów,gdyż jak wiadomo potrafią się umyć,że tak powiem-własnym sumptem,więc żadne im wodociągi miejskie i popękane rury łaski nie robią.Odpoczywały więc i relaksowały się bez większych zakłóceń.
Zawsze się zastanawiam jak to jest,że kota potrafi utworzyć piękne,doskonale równe kółeczko.Dlatego jest doskonalsza niż każdy jeden człowiek...



Po zrobieniu zdjęcia,otworzyło się jedno oko i spojrzało na mnie z wyrzutem.

Integracja międzygatunkowa przebiega pomyślnie,aczkolwiek powoli.Kota ciągle czujnie obserwuje kłólika,kłólik natomiast jest jej bardzo ciekawy i kiedy tylko nadarza się okazja wącha Lolunię w piętę (wyżej nie bardzo sięga),na co Lola z absolutnym wstrętem na mordce ucieka,a jej oczy zdają się krzyczeć:"ojesus!powąchał mje!!!"
Powoli,powoli to się zmienia,Lola z miną udzielnej księżnej łaskawie daje sobie powąchać pięty,a nawet czasem i nosek,ale natychmiast potem przybiega do nas mówiąc:"ha! jaka jestem dzielna! teraz poproszę o troszeczkę tej małej tuńczykowo-krewetkowej puszeczki z lodówki".Całe to zdanie zawiera w jednym przeciągłym,uroczo-błagalnym :"Maaaaaaaaaaa?".
No bo ona "miau" to tak raczej rzadko mówi.Nie mniej jednak...



A raz nawet tak było...



...Za co Lolunia została później przez młodą ukoronowana...



Faktem tym jak widać,była średnio zachwycona,ale zniosła to z godnością.
Dzień wolny zaraz mi się kończy i właściwie nie zrobiłam nic produktywnego,no ale jak sie ma tylko jeden wolny dzień,to nie wiadomo za bardzo za co zabrać się najpierw i w nawale zajęć stwierdziłam,że...a mam to w tyle.Odpoczywam se.Tak więc siedzę,grzebie po necie i żłopię kawkę z mojego nówka-ekspresiku do kawy(już w ogóle magnezu w organizmie nie będę miała,ale co tam....),który już,już niebawem stanie na nówka-półeczce ( a takie zakupy se szczeliłam z samego rana po nocce,a co...),tylko półeczka skończy się skręcać.Mam nadzieję,że jutro.Mój książę nad tym pracuje,tylko borok* do pracy musiał iść.Taki pech.
Idę sie relaksowac dalej i wypłukiwać se magnez z organizmu:))
Take care!


*borok-biedaczek,nieboraczek
No jestem ze Śląska to wiecie...takie mi się zdarzają te....Ale "boroka" akurat bardzo lubię i używam często.
P.S. Jak jest "borok" po angielsku? No jakoś musi być.Nie przyjmuję do wiadomości nieistnienia tego słowa w języku obcym.

niedziela, 3 stycznia 2010

Żeby nam się...

...dobrze działo w tym Nowym.Czego Wam i sobie życzę.I tego będziemy się trzymać.
Jak na Nowy Rok przystało i w naszym domu nastało nowe.



Kłólik Florek dołączył do nas w sylwestra.Ani Wam nie będę opowiadać,co się najeździłam i nabiegałam tego 31,bo i zakupy i opona i kłólik i klatka,ale się udało.Dziecię w związku z powyższym szczęśliwe jest i posłusznie śmieci wynosi póki co.
Lola obecność kłólika przyjęła ze zdziwieniem,gdyż sześć razy od niej mniejszy Florek kompletnie ją przeraża i biedna kota ucieka na jego widok.Obserwuje go jednak bacznie z bezpiecznej odległości.



Nie powiem,żeby mi to bardzo przeszkadzało,bo obawiałam się z jej strony polowań i napaści znienacka i zachodziło duże prawdopodobieństwo,że z kłólika szybko będą rękawiczki....
Kiedy Florek zwiedzał chałupę i znaczył ją obficie swoimi bobkami Lola wybrała się pozwiedzać jego apartamenty,możliwe,że nawet była zaproszona...



Florek w tym czasie dokonywał dokładnej toalety....





Nowy Rok zaskoczył nas opadami śniegu i poczuliśmy się prawie jak w Polsce.Tym bardziej,że cała Irlandia przestałą się poruszać,chyba z zaskoczenia i w tym zaskoczeniu trwają do dzisiaj,bo nie spotkałam żadnego pługa,ani piaskarki.Do pracy udało mi się dojechać za pomocą mądrzejszej połowy,ale w sumie,bądźmy szczerzy-co to dla nas te głupie parę centów śnieżku nie? Nie w takich warunkach się samochodem jeździło!



W pracy-jak to w pracy,pożegnaliśmy w Nowy Rok Gretę-pacjentka wyjątkowo upierdliwa i wiele nocy zamieniła w koszmar,ale...cóż,tęsknimy za nią,bo jednak nadawała temu miejscu kolorytu...
Mnie dodają kolorytu bóle pleców i klnę w żywy kamień recesję i cholernych ownerów,co każą mi być samej na ciężkim piętrze.Niby nie jestem sama,tylko z nursem,ale ich "pracowitość" mnie poraża i czasem jak proszę o pomoc,to zanim mi się nurs dokula,to już właściwie wszystko jest zrobione...Takie wiecie-tytany pracy...

p.s.Abi,mozesz powiedzieć,żem gupia,ale za pierona nie wiem co zmienić w tym dodawaniu komentarzy,wszystko wygląda ok....