piątek, 31 grudnia 2010

Happy New Year!!!!

Z okazji,że jest okazja,życzę Wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku,żeby był lepszy niż stary,i sobie też tego bardzo życzę....



I Lola też życzy...



I Florek nie mniej gorąco....

czwartek, 23 grudnia 2010

sobota, 11 grudnia 2010

Kot nie może przebywać w domu.

• Kot nie może przebywać w domu.
• OK., kot może przebywać w domu, ale tylko w określonych pomieszczeniach.
• OK., kot może przebywać we wszystkich pomieszczeniach, ale nie wolno mu łazić po meblach.
• Kot może łazić TYLKO po starych meblach.
• No dobra... Kot może łazić po wszystkich meblach, ale nie może spać na łóżku.
• Kot może spać na łóżku, ale nie wolno mu wchodzić pod kołdrę czy na poduszkę.
• OK., kot może wejść pod kołdrę, albo na poduszkę, ale tylko za pozwoleniem człowieka.
• No dobrze.... Kot może spać pod kołdrą lub na poduszce każdej nocy.
• Człowiek musi poprosić kota o pozwolenie, aby mógł spać pod kołdrą, ale TYLKO kot może leżeć na poduszce.

wtorek, 23 listopada 2010

piątek, 22 października 2010

Brzydko się zrobiło....

... i zimno.Przyszła pora pogrzać poduszki.A zwłaszcza,że od dwóch dni nie mogę ruszyć głową z lewą stronę.Jakas cholera wlazła mi w kark i nie chce wyjść.
Przyszła do mnie tęsknota za ciepłem i latem.



Miałam Ci ja latem piekną roślinnośc na balkonie.Niestety nadeszła niespodziewanie niszczycielska siła....



Z całym urokiem osobistym swoim,pożarł wszystko.Dziecię podsumowało zeżarte bratki:"Będzie miał ładną cerę".No na zdrowie mu w takim razie...



Po lecie zostały wspomnienia i zdjęcia,a na balkonie kwitną mi wrzosy,pod nadzorem Loli,która jak wiadomo jest bardzo wrażliwa na piękno natury...



Nawet szary dzień może być fajny kiedy widzę goniące się sierście,wrzosy na balkonie,a pani w sklepie jest przeurocza...



Take care!

środa, 20 października 2010

Nocne życie....

Nocne życie w Zielonym Domu bywa spokojne,bywa nudne,bywa ekscytujące,bywa śpiące....
Po radosnych trzech miesiącach spędzonych na dniówkach,zostałam brutalnie wrzucona spowrotem na night duty."Tylko na miesiąc Dżołana"-zapewniła mnie Miłościwie Nam Panująca.Oby.Po dwóch latach nocek,mam ich serdecznie dość.
Już na pierwszej nocce jeden z pacjentów podjął solidne postanowienie,że umiera.Nie dyskutowałam,bo on raczej z gatunku upartych,to co się będę...Nie żartował i starał się jak mógł i postanowienie swoje dokonał na nocce drugiej,więc moje modlitwy nie zostały wysłuchane,musiałam Montezumie podpaść.Uprzejmie inni pacjenci postanowili akurat w tym czasie nie dzwonić,więc mogłyśmy wykonac swoje obowiązki sumiennie i bez zbędnych przerw.Rodzina wyraziła wdzięcznośc werbalnie i chwała im za to,bo rąk i nóg nie czuje dzisiaj.
Nie wiem co ma do siebie nocna zmiana,bo roboty generalnie jest mniej niż na dniówce,ale czuję sie jakbym zaorała całe pole sama,bez pomocy nawet konia.Oczywiście z dniówek wracam też w stanie nie do uzycia,ale rano wstaję i zasadniczo jestem jak nowa.Nocka wyłącza mnie z życia na cały nastepny dzień.Coś powoduje,że snuję sie po domu w charakterze zwłok,lepiej ode mnie nic nie chcieć,nie gadac do mnie,a najlepiej wogóle unikac mnie wzrokiem i ignorować moja obecnośc,tym bardziej,że jestem zupełnie nieprzydatna.Zrobienie herbaty sobie wydaje mi sie wysiłkiem niebotycznym.Mozliwe,że przyczyną jest mój podeszły wiek.Ale,żeby aż tak?
Jutro mam mocne postanowienie posprzątania ogólnodomowego bajzlu i nauczenia sie paru mądrych rzeczy.Potem-zobaczymy.
Zgodnie z obietnicą spróbuje wrzucic coś na temat rodzinnych sierściuchów.



Tak w ogólnej komitywie przebiegała konsumpcja "kociej"trawki,chociaz na samym początku kłólik został pacnięty za zbyt natarczywe spozywanie.Lola je bardzo dostojnie.

Nawet w pochmurne dni Lola jest wierną obserwatorką ptaszków,sypialniane okno to takie jest CCTV.



Czasm kot włazi w mniej dostepne miejsca i ma zdziwioną mine,kiedy zostaje odnaleziony...



Kłólik wypoczynkowy...(wersja dłuższa)



Sami więc widzicie,że wszystko po staremu i sierściuchy nadaja naszemu życiu posmak pewnej stałości...
Do nastepnego razu
Take care!

wtorek, 19 października 2010

Uprzejmie proszę...

Uprzejmie prosze o usprawiedliwienie mojej nieobecności na blogu z przyczyn obiektywnie mało ważnych.
No,no nie było mnie,ale jestem.Wiedziałam,że kiedyś wrócę.
Co sie działo,to Wam nie powiem,bo i tak byście nie uwierzyli.
Jednakże przeżyliśmy z Mądrzejszą Połową obawę,iż bedziemy modelową rodziną 2+2.No nie tym razem,ale niech żywi nie tracą nadziei.Nadal pozostajemy więc w składzie 2+1+2 sierście.Chciałam tutaj wrzucić zdjęcie rzeczonych,ale nie mogę bo....Image uploads will be disabled for two hours due to maintenance at 5:00PM PDT Wednesday, Oct. 20th.
Przyszło mi też na stare lata iść do szkoły,mając okazję poświecić przykładem młodszej latorośli,jaka to mamunia ambitna i jakież świetne oceny za swoje assaignmenty otrzymuje,pilnie ucząc się o social science.
Nie jest to wprawdzie uniwersytet trzeciego wieku,no ale biorąc pod uwagę,mój podeszły wiek,to prawie.
Pierwszy esej napisany,czeka na ocenę i przyznam,że trzęsę posladkami,co będzie jak się pani tutorce średnio spodoba,bo dziecię krytyczne do bólu i nie ma przeproś.Jak się ma lat 15 to jest albo czarne,albo białe.
Pani tutorka na pierwszym tutorialu oświadczyła nam z uroczym usmiechem,że ona jest "very part time",co w wolnym tłumaczeniu oznacza "nie zawracac mje dupy,bo mje za cztery godziny około tygodniowo płacą i zerknę se w majle jak będę miałą kaprys".
Ujrzawszy więc temat,moje self confidence wybuchnęło ironicznym śmiechem,kiedy wczytałam się w "booklet" wlazło pod łózko i zaczęło głośno szlochać.No,ale.Przecież nie będzie jakiś angielski uniwersytet pluł nam w twarz.Przeraziło mnie mocno,ze ma być 750 słów.Skąd ja do cholery wezmę 750 słów ,ze by opisać inequalities and differences,skoro dla mnie to to samo.Odbywszy telefoniczną konsultacje z koleżanką anglistką,oraz balkonową konsultację (w domu sie nie jara) z Mądrzejszą Połową,siadłam i zaczęłam pisać.Stworzywszy dziełko,z powątpiewaniem policzyłam słowa.Ręcznie!Bo mnie nikt nie ponformował,ze w open office jest funkcja :"policz słowa".Wyszło cuś kole tysiąc.Nosz,nie wiedziałam,żem taka aż tego....Teraz co wywalamy.Kiedy wywaliłam,co uznałam,ze można wywalić,moj esej stracił sens,więc wraziłam to wywaliłam na nowo i wywaliłam inne.Lepiej.Ale dalej 850.No żeby cię pokręciło komisjo akademicka.Wywaliłam troche z tego co wywaliłam wcześniej i jest.736! Jeszcze references i będzie git.Czyli jeszcze mi troche brain cells zostało.
To buzi Wam

poniedziałek, 1 marca 2010

Irlandia zieloną...

...wyspą jest.O tym wiedzą wszyscy.Niektórzy mówią nawet o niej szmaragdowa.No jak zwał tak zwał.Podobnież ta nazwa wzięła się z szmaragdowo-zielonego koloru wody otaczającej wyspę.Niekoniecznie.
W Irlandii wszędzie rośnie trawa.Cały rok.I cały rok jest upiornie zielona.Każdy najmniejszy wolny skrawek,jest natychmiast obsiewany trawskiem,a ta rośnie,nie robiąc sobie nic z pory roku.Koszmar,mówię Wam.W dzielnicy w której mieszkam,chociaż to chyba dotyczy Irlandii ogólnie, są ogromne połacie,które wyglądają jak pastwiska.Każdy mieszkaniec Dublina mógłby mieć sobie swoją krowę i spokojnie starczyłoby miejsca i zielonego paskudztwa,żeby krowa mogła sobie przeżuwać.





I cała Irlandia,wszyscy,mają absolutne kuku na muniu na punkcie koszenia tej trawy.Przed i za domami mają ogródeczki wielkości chusteczki do nosa i w nich oczywiście-trawsko.I koszą to namiętnie,jakby od tego zależało ich życie.Koszą,tną,strzygą.Oni się chyba boją,że jak nie skoszą,to to zielone ich zje,pożre,urośnie im wszędzie,w kuchni, w łazience w wannie,może nawet im w uszach.Ot taki lekki horrorek Kinga.Dziwne,że jakoś nie przeszkadzają im grzyby w łazience,i wcale nie mam na myśli pieczarek ani trufli.
Nie przeszkadza im też totalny syf,jaki mają w samochodach,może im tam nawet tez coś rośnie.A trawka dłuższa niż pięć centymetrów spędza im sen z powiek i lecą biegiem...
Podejrzewam,że sklepy,które sprzedają kosiarki i akcesoria do nich,to naprawdę kokosowy interes.
Dla człowieka,który usiłuje spać po ciężkiej nocce takie coś jest naprawdę upiorne.Ja wiem,że śpi się w nocy.No,ale tak się składa,że ja jednak wole w nocy pracować.No to mam za swoje.
Na naszym osiedlu stał sobie piękny niebieski parkan,który odgradzał już zbudowaną część mieszkań od tych,które dopiero maja powstać.Recesja kopnęła dewelopera w tyłek i mieszkania nie powstały.A niebieski parkanik stał.Właściciele mieszkań na osiedlu uznali,że jest brzydki i ma być posprzątany.Wystosowali więc odpowiednią petycję,którą osobiście podpisałam,bo co się będę wyłamywać,niech mają.O ja durna.Wprawdzie nie sądzę,aby mój podpis coś znaczył,no ale... Po paru dniach przyjechali panowie,rozwalili niebieski parkanik i zaczęli teren wyrównywać.O zgrozo.Zaczynali o ósmej rano.Jeździli różnymi paskudztwami.Oczywista z dźwiękiem.Nie mniej posprzątali,wyrównali i...co zrobili? Posiali zielone paskudztwo.Po dwóch tygodniach wzeszło sobie pięknie ( w listopadzie),więc natychmiast przybiegli skosić.A jak!Gdzie takie niekoszone by zostawili,przecież by spać nie mogli.A tak tylko ja nie mogłam.Dodam,że pod oknami sypialni mam przepiękny skwerek z krzaczkami,drzewkami,śliczny,wypielęgnowany z równo skoszoną (!) trawką.To tera jada też z drugiej strony,by ich słoń osmarkał.
Kota uwielbia siedzieć na oknie i ten skwerek obserwować.



Możliwe,że jak na prawdziwą Irlandkę przystało,cieszy ją widok równo przyciętej trawy...
Raz nawet poszłyśmy tam sobie na spacerek...



Mimo zielonej trawy i świecącego po oczach słońca,wiosny w Irlandii jeszcze nie widać.Dziś rano miałam na szybie samochodu piękne,mrozem namalowane,kwiaty.A wczoraj pan w telewizji powiedział,że to będzie najzimniejszy tydzień ever.Chociaż przekonana jestem,że jeszcze w tym tygodniu zasypianiu mojemu będzie towarzyszył pomruk kosiarek,bo to co na miejscu parkanika jest,znów niebezpiecznie urosło o jakieś dwa centymetry....

Take care!

niedziela, 14 lutego 2010

Nie mogłam...

...się nie dołączyć.Wiem,że komercja,że kochać się należy cały rok i obdarowywać również,ale...ja po prostu lubię ten dzień.Wszystkie te serduszka,misie uważam za urocze.
Więc chciałam życzyć Wszystkim dużo miłości z okazji Walentynek!!!!





Loluch dostał też prezencik,a jakże.Miętoliła go zapamiętale...



Zmęczona postanowiła odpocząć,ale na kaloryferowym leżaczku już ktoś się umościł....



No to poszła spać na ludzkie łóżko,a jej mina mówiła wszystko...



"Musicie kupić większe łóżko.Łapa mi się nie mieści..."

W ramach walentynek,chcieliśmy Lolę przyozdobić,żeby taka odświętna więcej była...



Niestety Lola nie podzielała naszego entuzjazmu,jedno potrząśnięcie śliczną główką i...było po ozdóbkach.

Jeszcze raz Wam życzę udanych Walentynek,a ja udaję się do jak najbardziej walentynkowej kąpieli...



Take care!

niedziela, 31 stycznia 2010

Pisze do Was...

...znad kubeczka kawuni z marszmalołsami.Bo się delektuję trzecim dniem wolnym,które to sobie pazurami wydarłam.Pracuję od kilku miesięcy po osiem nocek,zamiast siedmiu i padam na ryj,w dodatku nasza kochana księgowa główna-Lisa,poinformowała mnie jadowicie,że nieeee,nie płacimy nadgodzin.To po jaką cholerę mam nadgodziny robić,jak mi ich nie płacą?
Grafik od dwóch tygodni zrobiony, weekend wolny dla mnie widniał w nim,a ja taaaaaaka szczęśliwa.Cóż,jakoś w zeszłym tygodniu rzuciłam okiem mimochodem i co widzę? Dopisana mi rączką Martiny nocka w sobotę.O,żeby Cię...nikt mnie nawet nie raczył o tym fakcie poinformować.
Drugi raz już tak zrobiła,ale tym razem pomyślałam sobie - nie będzie Irlandczyk pluł nam w twarz i łikędu nam psuł błogiego!Podreptałam do niej grzecznie z samego rana i powiedziałam,ze ja very sorry,ale tej soboty to ja nie mogę,bo weekend wolny w końcu mam (od kilku tygodni pierwszy) i już plany ja zrobiła sobie.
Pokiwała główką,że okay,ale wiedziałam,że się po kościach nie rozejdzie.Mam teraz dwa następne weekendy wolne,nawet niedzieli mi maupa nie dała:)))Niech jej będzie.A mnie może kaski mniej,ale za to rodzinnie bardziej.Zresztą,i tak mam zamiar jakiego part-time po agencjach sobie poszukać.Może nawet zmienię miejsce pracy przy okazji bo już mnie Elm Green z beżową mafią lekko wp...lać zaczyna.
Zapowiedziałam Księciuniowi,że jak part-time dopadnę,to się Księciunio w housewife będzie musiał na trochę przemienić,powiedział,że nie ma sprawy-zobaczymy.
Kota jakby nieco omija mnie,bo czasu zwyczajnie dla niej nie miałam,a tu nagle trzy dni w domu i głaskać ją chcę,normalnie szał.Tylko ona jakby nie przygotowana.
Za to integracja z kłólikiem przebiega poprawnie....



A kłólik rośnie i coraz go więcej jest....



W ogóle śmieszny jest,bo jedno ucho ma stojące-po tatusiu,a jedno klapnięte-po mamuni.
Lola go ostatnio napada i chce zjeść,to ale to Wam pokażę następnym razem,jak tylko uda mi się atak tygrysy na bogu ducha winnego kłólika złapać.I uszy też pokażę.A na koniec....



Take care!

wtorek, 26 stycznia 2010

Nastrojowo...

...bo znalazłam na wykopie taki oto cudny kawałek...



Chór i orkiestra niesamowite.
Ogólnie jest dobrze i właściwie nie ma o co się tego...Praca jednak w tym koszmarnym miejscu wywołuje u mnie jakiś marazm i stany depresyjne.Żadnych możliwości rozwoju,podwyżek..nic.W dodatku współpracownicy (czytaj:nursy) doprowadzą mnie do szewskiej pasji i tylko chyba jakaś ogromna siła woli powstrzymuje mnie,żeby nie przekazać im moich przemyśleń i to w dodatku za pomocą krzyku.
Szefowa,która była odeszła sobie (z Bogiem) się okazało,że wraca,bo ta,która nastała po niej miała dość robienia za marionetkę (chyba) i powiedziała:nie.Albo jestem DON,albo nie.Jak jestem,to wprowadzam zmiany (baaardzo dla nas korzystne,nie powiem),a jak nie mogę nic zmienić to wypchajcie się sianem i trocinami.I se poszła.Się nie dziwię.Odpowiedzialność jest jej,więc wiadomo,że chciała ulepszeń.Teraz wracamy do punktu wyjścia i znów będę słuchać,że night staff ma zakaz spania na nocce.W życiu nie widziałam nikogo tam spać,ale cóż...szefowa wie lepiej.Zresztą trudno byłoby spać pracując z nursą,która zadu nie ruszy na dzwonek,bo to poniżej jej godności kwalifikacji(!),a dzwonek dzwoni bez przerwy.Przy takiej ilości rezydentów,w dodatku z niezbyt precyzyjnie dobranymi lekami,no to dzwoni ten dzwonek i dzwoni,całą noc.
Nie jest to wcale sytuacja normalna,jak sie okazuje.Nowe staffy co przyszły są zaskoczone,bo pracowały se były w nursing homach różnistych i dzwoniły dziadki może raz,lub dwa razy w ciągu nocy,w porywach do trzech i wtedy to była ciężka nocka.Nie mówiąc o tym,że agresywny pacjent zdarzał się może jeden,dwóch i natychmiast był pacyfikowany farmakologicznie,ze względu na bezpieczeństwo staffu i współmieszkańców.
U nas co który przychodzi to agresja aż tryska i nie powiem Wam ile raz znaleźliśmy się pośrodku pola bitwy,rozdzielając ich,żeby się nie wytłukli nawzajem.A może właśnie nie powinniśmy ich rozdzielać? Może to tak rodzaj selekcji naturalnej jakiejś.Słabsi muszą odejść.Jeśli tak,to w takim razie ja za bardzo w naturę ingeruję.Nie mniej jednak cały care staff łazi posiniaczony w różnych miejscach,z powykręcanymi niejednokrotnie nadgarstkami,o uporczywych bólach kręgosłupa nie wspomnę,co jest oczywiste,bo drugi rodzaj pacjentów który przychodzą,po agresywnych, to są ci ciężcy(w sensie,że se sadło wyhodowali),bez możliwości poruszania się.Ostatnio naszą ulubiona rozrywką na przerwach jest pokazywanie sobie gdzie kto ma siniaka i przez kogo wykonanego.Co dziwne-nursy rzadko kiedy ciepią na takie przypadłości,co pozwala nam podejrzewać,że chyba nie zbliżają się zbytnio do rezydentów,a leki podają im na zasadzie jakichś rzutów w dal do celu(cel-otwarta buzia),czy cuś...ciekawe jak opatrunki robią...Żeby być sprawiedliwą muszę powiedzieć,że kilka nursów jest naprawdę cool,pomagają jak potrafią i chwała im za to.Niedawno,śmiałam się całą zmianę jak mi nasz 120-kilowy nurs (przemiły zresztą gość i do tego naprawdę fachura),opowiadał,jak go spacyfikowała nasza kochana pacjentka,na oko około 40 kilo i 140 cm wzrostu.Obrażenia nursa:podbite oko (ma kobitka laskę,a jak...) i wykręcony nadgarstek.Obrażenia pacjentki:nie stwierdzono.Chciał był ją borok położyć spać.
Nasz uroczy NH jest znany wśród dublińskich szpitali z tego,że jak już żaden NH pacjenta nie chce,bo rzeczony jest trudny i mało współpracujący-to nasz NH weźmie na pewno.Wiemy,bo nam nasze part-time nursy mówiły,co to full time po szpitalach mają.
Toż się nie dziwcie,żem psychicznie poległa i warczeć na rodzinę zaczęłam,jak tylko mi sie oko otworzyło po odsypianiu nocy.
Szukam więc ukojenia w necie,miłe memu sercu strony odwiedzając.No trafiam na takie przeurocze różne...które jak balsam na moją posiniaczoną duszę...Bo normalnie to jestem taka zmęczona....



A nawet tak zmęczona...



No troszkę mi sie lepiej zrobiło,jak sobie popisałam i może nawet jutro przestanę warczeć.

Na koniec Solange.



P.S.Wiadomości z ostatniej chwili:zima ma wrócić do Ire w lutym...



Się będzie działo...
Take care!

wtorek, 19 stycznia 2010

Skutki zimy...

...w Ire są takie,że przez tydzień nie mieliśmy wody bo zamarzło i pękło.Było sobie raz na 30 lat minus dwanaście i się Irlandia wzięła i wysypała.Soli na posypanie dróg-brak,szkoły-zamknięte przez dodatkowy tydzień.O uroczym skutku ubocznym w postaci braku wody-nie wspomnę,bo mnie skóra cierpnie jak se przypomnę.Oczywiście zostaliśmy przeproszeni "za uniedogodnienia" na łamach urzędowej strony internetowej,ale...
Kota i kłólik mieli to centralnie w okolicach ogonów,gdyż jak wiadomo potrafią się umyć,że tak powiem-własnym sumptem,więc żadne im wodociągi miejskie i popękane rury łaski nie robią.Odpoczywały więc i relaksowały się bez większych zakłóceń.
Zawsze się zastanawiam jak to jest,że kota potrafi utworzyć piękne,doskonale równe kółeczko.Dlatego jest doskonalsza niż każdy jeden człowiek...



Po zrobieniu zdjęcia,otworzyło się jedno oko i spojrzało na mnie z wyrzutem.

Integracja międzygatunkowa przebiega pomyślnie,aczkolwiek powoli.Kota ciągle czujnie obserwuje kłólika,kłólik natomiast jest jej bardzo ciekawy i kiedy tylko nadarza się okazja wącha Lolunię w piętę (wyżej nie bardzo sięga),na co Lola z absolutnym wstrętem na mordce ucieka,a jej oczy zdają się krzyczeć:"ojesus!powąchał mje!!!"
Powoli,powoli to się zmienia,Lola z miną udzielnej księżnej łaskawie daje sobie powąchać pięty,a nawet czasem i nosek,ale natychmiast potem przybiega do nas mówiąc:"ha! jaka jestem dzielna! teraz poproszę o troszeczkę tej małej tuńczykowo-krewetkowej puszeczki z lodówki".Całe to zdanie zawiera w jednym przeciągłym,uroczo-błagalnym :"Maaaaaaaaaaa?".
No bo ona "miau" to tak raczej rzadko mówi.Nie mniej jednak...



A raz nawet tak było...



...Za co Lolunia została później przez młodą ukoronowana...



Faktem tym jak widać,była średnio zachwycona,ale zniosła to z godnością.
Dzień wolny zaraz mi się kończy i właściwie nie zrobiłam nic produktywnego,no ale jak sie ma tylko jeden wolny dzień,to nie wiadomo za bardzo za co zabrać się najpierw i w nawale zajęć stwierdziłam,że...a mam to w tyle.Odpoczywam se.Tak więc siedzę,grzebie po necie i żłopię kawkę z mojego nówka-ekspresiku do kawy(już w ogóle magnezu w organizmie nie będę miała,ale co tam....),który już,już niebawem stanie na nówka-półeczce ( a takie zakupy se szczeliłam z samego rana po nocce,a co...),tylko półeczka skończy się skręcać.Mam nadzieję,że jutro.Mój książę nad tym pracuje,tylko borok* do pracy musiał iść.Taki pech.
Idę sie relaksowac dalej i wypłukiwać se magnez z organizmu:))
Take care!


*borok-biedaczek,nieboraczek
No jestem ze Śląska to wiecie...takie mi się zdarzają te....Ale "boroka" akurat bardzo lubię i używam często.
P.S. Jak jest "borok" po angielsku? No jakoś musi być.Nie przyjmuję do wiadomości nieistnienia tego słowa w języku obcym.

niedziela, 3 stycznia 2010

Żeby nam się...

...dobrze działo w tym Nowym.Czego Wam i sobie życzę.I tego będziemy się trzymać.
Jak na Nowy Rok przystało i w naszym domu nastało nowe.



Kłólik Florek dołączył do nas w sylwestra.Ani Wam nie będę opowiadać,co się najeździłam i nabiegałam tego 31,bo i zakupy i opona i kłólik i klatka,ale się udało.Dziecię w związku z powyższym szczęśliwe jest i posłusznie śmieci wynosi póki co.
Lola obecność kłólika przyjęła ze zdziwieniem,gdyż sześć razy od niej mniejszy Florek kompletnie ją przeraża i biedna kota ucieka na jego widok.Obserwuje go jednak bacznie z bezpiecznej odległości.



Nie powiem,żeby mi to bardzo przeszkadzało,bo obawiałam się z jej strony polowań i napaści znienacka i zachodziło duże prawdopodobieństwo,że z kłólika szybko będą rękawiczki....
Kiedy Florek zwiedzał chałupę i znaczył ją obficie swoimi bobkami Lola wybrała się pozwiedzać jego apartamenty,możliwe,że nawet była zaproszona...



Florek w tym czasie dokonywał dokładnej toalety....





Nowy Rok zaskoczył nas opadami śniegu i poczuliśmy się prawie jak w Polsce.Tym bardziej,że cała Irlandia przestałą się poruszać,chyba z zaskoczenia i w tym zaskoczeniu trwają do dzisiaj,bo nie spotkałam żadnego pługa,ani piaskarki.Do pracy udało mi się dojechać za pomocą mądrzejszej połowy,ale w sumie,bądźmy szczerzy-co to dla nas te głupie parę centów śnieżku nie? Nie w takich warunkach się samochodem jeździło!



W pracy-jak to w pracy,pożegnaliśmy w Nowy Rok Gretę-pacjentka wyjątkowo upierdliwa i wiele nocy zamieniła w koszmar,ale...cóż,tęsknimy za nią,bo jednak nadawała temu miejscu kolorytu...
Mnie dodają kolorytu bóle pleców i klnę w żywy kamień recesję i cholernych ownerów,co każą mi być samej na ciężkim piętrze.Niby nie jestem sama,tylko z nursem,ale ich "pracowitość" mnie poraża i czasem jak proszę o pomoc,to zanim mi się nurs dokula,to już właściwie wszystko jest zrobione...Takie wiecie-tytany pracy...

p.s.Abi,mozesz powiedzieć,żem gupia,ale za pierona nie wiem co zmienić w tym dodawaniu komentarzy,wszystko wygląda ok....