Grafik od dwóch tygodni zrobiony, weekend wolny dla mnie widniał w nim,a ja taaaaaaka szczęśliwa.Cóż,jakoś w zeszłym tygodniu rzuciłam okiem mimochodem i co widzę? Dopisana mi rączką Martiny nocka w sobotę.O,żeby Cię...nikt mnie nawet nie raczył o tym fakcie poinformować.
Drugi raz już tak zrobiła,ale tym razem pomyślałam sobie - nie będzie Irlandczyk pluł nam w twarz i łikędu nam psuł błogiego!Podreptałam do niej grzecznie z samego rana i powiedziałam,ze ja very sorry,ale tej soboty to ja nie mogę,bo weekend wolny w końcu mam (od kilku tygodni pierwszy) i już plany ja zrobiła sobie.
Pokiwała główką,że okay,ale wiedziałam,że się po kościach nie rozejdzie.Mam teraz dwa następne weekendy wolne,nawet niedzieli mi maupa nie dała:)))Niech jej będzie.A mnie może kaski mniej,ale za to rodzinnie bardziej.Zresztą,i tak mam zamiar jakiego part-time po agencjach sobie poszukać.Może nawet zmienię miejsce pracy przy okazji bo już mnie Elm Green z beżową mafią lekko wp...lać zaczyna.
Zapowiedziałam Księciuniowi,że jak part-time dopadnę,to się Księciunio w housewife będzie musiał na trochę przemienić,powiedział,że nie ma sprawy-zobaczymy.
Kota jakby nieco omija mnie,bo czasu zwyczajnie dla niej nie miałam,a tu nagle trzy dni w domu i głaskać ją chcę,normalnie szał.Tylko ona jakby nie przygotowana.
Za to integracja z kłólikiem przebiega poprawnie....
A kłólik rośnie i coraz go więcej jest....
W ogóle śmieszny jest,bo jedno ucho ma stojące-po tatusiu,a jedno klapnięte-po mamuni.
Lola go ostatnio napada i chce zjeść,to ale to Wam pokażę następnym razem,jak tylko uda mi się atak tygrysy na bogu ducha winnego kłólika złapać.I uszy też pokażę.A na koniec....

Take care!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz