sobota, 26 listopada 2011

Samochodowe rozmowy z dziecięciem...

Jedziemy z dzidzią odebrać Maniucha z kastracji, droga piękna,że aż się chce jechać.
- Zdążymy, nie martw się- mówię do dziecka patrząc kątem oka na zegar w samochodzie -Nawet właściwie będziemy za wcześniej, tu nigdy nie ma korków.
- No ty zawsze jesteś wczesniej niż trzeba- zauważyło dziecię- mam to po tobie. Bo babcia się wszędzie spóźnia.
Wykorzystałam moment na umoralniającą gadkę,że nie wolno sie spóźniać, bo to świadczy o braku szacunku,bla,bla,bla...Zakończyłam stwierdzeniem,że jestem punktualna do bólu i już. I tak ma być! Z przytupem!
- w tej lecznicy sobie na pewno pomyślą: O Boże,znowu ta punktualna baba przyjechała...-podsumowała mnie filozoficznie dzidzia.
Nie mogłam złapać tchu przez resztę drogi i pani z lecznicy się mnie pytała czy wszystko ok, bo leciały mi łzy, po czym zaczęła mnie zapewniać,że Maniut zniósł zabieg bardzo dobrze i nie powinnam sie już martwić...

Słowo na sobotę...



Take care!

wtorek, 15 listopada 2011

Zepsuło mi się...

...oddychanie. Normalnie. Nie mogłam sobie głęboko odetchnąć. Nie moge nadal.To znaczy po siedemnastej próbie sie udaje. Albo ziewam.
Poszłam, poszłam, nie ma żartów. Polski dochtór, porządny, żeby nie było. Posłuchał, popukał.Potem kazał mje dmuchnąć w rurkię, zachwycił się dmuchaniem, potem wynikami dmuchania. Że ładne. I że normalne. I że nie zasłużyłam se na COPD jeszcze. Nosz. Stwierdził,żem zestresowana. Fakt, jestem. Nastoletnie dziecko plus praca na full time, plus studia, plus narzeczony, plus inwentarz może człowieka czasem zdezorientować, żeby nie powiedzieć wkurwić. Dał mje xanax i magnez. Tylko, że dzisiaj żre czwarty i mje nic lepiej. Sprawdziłam sobie juz objawy legionelli w necie i inne kfjatki. Nawet mje wyszło, że może to kręgosłup. Fakt, że mnie napier... odczuwam potworny ból, no ale jak się pracuje gdzie sie pracuje to umówmy się, że od cudów jednak był taki co po wodzie chodził. Póki co mam czekać dwa tygodnie i do dochtora wrócić. Na dalszą diagnostykę. Się zastanawiam, może powinnam testament spisać, bo mnie słowo "diagnostyka" optymizmem w tym kraju nie napawa. Jeszcze sobie może szczele morfologię jaką, bo mnie ostatnia pod względem poziomu żelaza taka średnia wyszła, żeby nie powiedzieć, że ło matko. A u mnie z jedzeniem tabletek to tak różnie. Dementywna bywam.
Trzymajcie kciuki, bo muszę wymyśleć komu w testamencie pierdzionek zaręczynowy z szesnastoma (sic!) diamentami i szafirem zapisać. Bo że nie smarkuli to wiadomo.
Póki co będe sobie powtarzać że...



Take care!

piątek, 4 listopada 2011

Pacjentka się nam zbiesiła...

...a taka fajna kobitka była!
Nawet czasem coś z sensem była powiedziała,a teraz juz tylko F..K U!
No,ale żebyż tylko. Inne kwiatki też. Niby się tam śmiejemy, bo co nam pozostało,niby że mamy fun, ale...Ciężko nam patrzeć na kobitkę. Ciężko patrzeć na jej dzieci, które patrzą na nas i szukają jakiejś odpowiedzi. Dlaczego mama,przy której nie można było powiedzieć do siostry "ty głupku", klnie,wyzywa wszystkich bez wyjątku i pozbywa się odzienia w ciągu setnych sekundy w dining roomie.
Chcielibyśmy im powiedzieć,że to tylko jak przeziębienie i przejdzie. Chcielibyśmy im powiedzieć,że nie muszą się wstydzić, bo my już chyba wszystko widzieliśmy i nic nas nie zaskoczy. Zamiast tego,tylko robimy takie "wspierająco-pocieszające" miny.Jedna z córek powiedziała mi,że raczej by wolała widzeć mamę martwa,niż w tym stanie.Ja ją rozumiem. Ma złamane serce.
Mojej córce kazałam się zastrzelić,albo zrzucić z klifów w Howth jak zacznę jeść pety z popielniczki. Jak nie to ją bedę straszyć do końca jej życia. A potem jej dzieci. A potem dzieci jej dzieci. Taka jest moja ostatnia wola,którą niniejszym podaję do wiadomości na piśmie.

Koty żyją i mają sie dobrze,mruczą i grzeją. Jak piecyki. A w grudniu są trzy pay days! Ha!

Czyżby Maniut?



Normalnie wypisz-wymaluj!!!

i słowo na dzisiaj...



Take care!