wtorek, 24 listopada 2009

Odpoczywam...

No nie tak zupełnie,bo w domu odbywają się generalne porządki,przed wizytą przyszłych(mam nadzieję) teściów.W praktyce oznacza to,że włażę w każdą dziurę,w której ewentualnie mógłby znajdować się kurz i czyszczę wszystko co wpadnie mi w ręce.Okna też,co w związku ze wspomnianą wcześniej porą deszczową nie jest łatwe.No i trzeba pamiętać,ze okna w Irlandii otwierają się TYLKO na zewnątrz.Tak dla ułatwienia.
Nocka z Karen nie była taka straszna,szczerze powiem,pomogła mi bardzo,nawet niespecjalnie rozkazując.Słowem-nie taka Karen straszna jak ją malują.Wczorajsza noc z Elane też nie była taka zła,przeraził mnie tylko widok pacjenta,który wrócił ze szpitala,gdzie był obserwowany po tym,jak upadł.Straszne.Wygląda jak po cieżkim pobiciu.Twarz prawie zmasakrowana,siniaki na biodrze.Szok.Lubię go,chociaż cieżko go czasem zrozumieć,ze względu na zaawansowanego Parkinsona.Bywa czasem agresywny.Nigdy do mnie.Może dlatego,ze jednak mam do większości z nich dużo szacunku.Większość staffu (zwłaszcza nursy) traktuje go jak wiejskiego głupka.Nie mniej-wrócił ze szpitala z potwornymi dźwiękami wydobywającymi się z klatki piersiowej,tutaj się to tak ładnie mówi,ze jest "chesty".Taaaa.Zostawiłyśmy drzwi od pokoju otwarte,żeby mieć go na oku,bo gościu upada średnio dwa razy dziennie.Nie wiem jak w innych NH wygląda falls prevention,ale u nas chyba marnie.Głównie polega na zakładaniu pacjentom hip protectors (takie majty z plastikowym ochraniaczem na biodro) i tak zwane falls mat.Jak pacjent wylezie z łóżka i stanie na to nogą to dzwoni dzwonek.Oprócz tego,ze te maty wkurzają nas niemiłosiernie to prewencja żadna,bo zanim doczłapię to pacjent jest już "upadły".Z drugiej strony,nie wiem co więcej można zrobić.To są żywi ludzie,a ze względu na stan umysłu ciężko im wytłumaczyć-nie łaź,bo sie wywalisz.
Co innego Infection Control,która u nas też leży,a mogłoby być lepiej.Trzy czwarte pacjentów ma MRSA (ciekawe,czy ja już też,myślę,żeby może jednak to sprawdzić),nawet Ci mają,co jak przyszli,to nie mieli.I ciężko winić staff,obserwuję swoje koleżanki,widzę,że stosują ten cały PPE,ale cóż.Poprzednia nasza szefowa izolowała tych z MRSA i jakoś sobie radziliśmy.Teraźniejsza nam zakazała izolować kogokolwiek i...Zresztą,co tu mówić o MRSA,jedna z pacjentek zaraziła już dwie kolejne świerzbem (cudownie prawda?) i nadal nikt nie zarządził żadnej izolacji.Strach się bać.No to też mówię,że czas zmienić robotę.Tylko...recesja wciąż szczerzy kły...
*
Kota poważnie zimą jest zniesmaczona.Wcześniej robi się ciemno i nie może oglądać sobie ptaszków przez okno,tudzież z balkonu jak robiła to latem.



Więc w ramach rozrywki dla samej siebie,postanowiła polować na ptaszki sztuczne,takie co wiszą sobie ku uciesze oka mojego (jak widac nie tylko mojego) i musiałam jej je wydzierać z pyska.Ptaki zostały więc powieszone wyżej,nie ma innej opcji,chociaż koncepcja autora (mnie) na temat umieszczenia ich była inna,ale cóż...



Kota nie dała sobie pstryknąć zdjęć dzisiaj,bo wzięło ją na mizianie...



Idę więc dokończyć herbatkę...



A Was zostawiam z Solange...



A na koniec zagadka.Skąd się biorą koty?

Podpowiedź:




I wszystko wiadomo....

2 komentarze:

  1. Sprzataj, sprzataj - to odstresowuje :)
    A co do okien - popytaj sasiadow. U nas biega raz na dwa tygodnie czlowiek z drabina i za jakies grosze wszystkie zewnetrzne myje. W Polsce do glowy by mi nie przyszlo, zeby myc okna co dwa tygodnie, ale w sumie tam az tak bardzo sie nie brudza (glownie po-deszczowe zacieki).
    P.S. Piwko, piwko! Guinness moze byc zawsze i wszedzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście odstresowuje.
    a okien w środku raczej nikt mi nie umyje,musze sama....Ale rzeczywiście,nie brudzą sie tak.No to....Guinessik moja miła:))

    OdpowiedzUsuń